Pomimo, że kocham Skandynawię, Islandię czy Maderę, staram się nie zamykać w bańce tych samych miejsc i próbować czegoś nowego. Nie byłam na Cykladach, ale większe Greckie wyspy nie skradły mojego serca. Odpoczynek, niewiele atrakcji, słońce, niebieskie niebo i jeszcze bardziej niebieskie baseny – brzmi pięknie, ale to nie dla mnie. Aż do… Santorini!
Koniec października nie rozpieszcza w kierunkach na weekend, a Santorini pasuje idealnie. Ostatnie w tym roku loty: Kraków – Santorini, przekonały mnie ostatecznie. Mój plan wyglądał tak:
- sobota: 8:00 lądowanie na Santorini
- wtorek: 16:00 wylot z Santorini
Jak widzicie na Santorini spędziłam praktycznie 4 dni. Plan był jeden… inny niż zwykle. Plan to brak planu i relaks.
W jedną stronę leciałam z przesiadką w Atenach, by spędzić tam 1 pełny dzień na zwiedzaniu, który opisałam tutaj: Ateny
DZIEŃ 1 – SOBOTA
Kalimera Santorini!
Po 8.00 ląduję na Santorini. Dawno nie czułam takiej ekscytacji. Zaskoczona swoim entuzjazm, wynajmuję auto i ruszam w drogę. Uwielbiam jazdę samochodem na wakacjach. Tutaj muszę szybko się nią nacieszyć – całą wyspę można przejechać w 40 minut.
Prawie za każdym razem w podróży zamawiam Fiata 500 (z dopiskiem z wypożyczalni: lub podobny) i pierwszy raz dostałam to, co chciałam. Wypożyczalnia Centauro zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jedyny minus: jak większość lokalnych wypożyczalni, jest kawałek od lotniska. Jednak ich busik co kwadrans zabiera turystów na miejsce.
Imerovigli – biała perła.
Parkuję w centrum i wspinam się kilka kroków w kierunku wybrzeża. Po chwili widzę Santorini z pocztówki. Białe domki w skałach, błękitne baseniki. Znajduję cudowną restauracje, z której widać całą wyspę. Śniadanie z widokiem to idealny początek rajskich wakacji.
Hotele z raju
Do nietypowe, ale na Santorini atrakcją jest też sam hotel. A wybór jest tak ogromny, że siedziałam na bookingu w Atenach cztery godziny! Dzięki końcówce października, mogę zaszaleć, bo ceny są kilkukrotnie mniejsze niż w wakacje. Pierwszy raz w życiu jako filtr bookingowy dodaje „prywatny basen”. Najpierw chciałam spać w Oia, ale cieszę się, że się na to nie zdecydowałam. Minusy: wyższe ceny, małe pokoje i turyści zaglądający do okien.
Wybieram dopiero co otwarty resort na obrzeżach Imerovigli. Kilkanaście domków wbudowanych w skarpę. Dzięki temu przypominają tradycyjne, santoryńskie jaskinie. Do tego każdy z nich ma swój taras z basenem. Co wyjątkowe dla hoteli na Santorini, jest tu też część wspólna – piękny basen z widokiem.
Pani z obsługi pozwala mi się zameldować już o 12. I mam wrażenie, że jestem tam tylko ja. Nie widzę absolutnie żadnych gości. Wspólny basen jest pusty, na parkingu nie ma żadnych aut, a w barze jest tylko barman.
W te wakacje byłam w 10 krajach, a to mój pierwszy tegoroczny chill! Całe popołudnie spędzam na tarasie. Jedyną aktywnością jest przepłyniecie kilometra w dużym basenie. Tego mi było trzeba!
Hotel nazywa się Oyster Luxury Suites – link do booking.
Oia, czyli serce Santorini.
Po 16 ruszamy do miasteczka Oia. Zobaczyć słynny zachód. Niby to nadal pandemiczny rok, dawno po sezonie. Jednak Oia, jak zwykle, tętni życiem. Życiem turystów.
Zachód w Oia
Słynny punkt widokowy zapełnia się już dwie godziny przez zachodem. Każdy walczy o idealne miejsce. Ja czas spędzam na spacerze i w kawiarni, a chwile przez zachodem ruszam tam, gdzie wszyscy.
Słońce zachodzi nad morzem, a jakieś 45 stopni na prawo jest widok na miasteczko, które w złotej godzinie wygląda naprawdę pięknie. Co mnie zdziwiło, większość osób fotografuje nie miasteczko, a samo słońce i wodę. Czy naprawdę połączenie słońca z wodą, bez żadnego krajobrazu, akurat tutaj jest takie wyjątkowe? Mam mieszane uczucia.
W momencie gdy słońce 'zanurza się” pod wodą wszyscy biją brawo. Miły zwyczaj. Potem się rozchodzą. Mam czas na zdjęcia o złotej godzinie, a punkt widokowy prawie dla siebie.
Amoudi Bay
Chwile po zmroku zaczynam schodzić w dół, do Ammoundi Bay. Prowadzi tam około 300 schodów. Na dole jest kilka restauracji. Udaje mi się załapać na stolik w słynnym Sunset. Stolik przy linii brzegowej, dosłownie. Jakieś 5cm od tej linii. Jeden zły ruch przy odsuwaniu krzesła i kąpiel gwarantowana.
Osiołki
Czas wracać na górę, po schodach. Dodam, że można tu też dojechać autem, od drugiej strony. Mimo tego, często, najedzeni turyści wykorzystują osiołki, żeby na ich grzbiecie wdrapać się po schodach na górę. Czytałam, że walka o tutejsze osiołki stanęła na tym, że mają zabierać tylko „lżejszych” turystów – do 100kg. Nie chcę nawet myśleć o tym jak to wygląda w 40 stopniowym upale.
DZIEŃ 2 – NIEDZIELA
O 7 wstaję na krótkie zdjęcia o wschodzie słońca. Z mojego domku widać dokładnie wschodzące zza małej wysepki na horyzoncie słońce.
Śniadanie jem na tarasie domku. A potem znów stawiam na odpoczynek. Dobrze, że na Santorini jest niewiele atrakcji, bo nie mam wyrzutów sumienia 🙂
Pyrgos – cudowny klimat
O 16 wyjeżdżam do miasteczka Pyrgos. Najpierw obiad w restauracji o tej samej nazwie. Cudowne wnętrze, widok, jedzenie.
Spacer po Pyrgos podoba mi się dużo bardziej niż Oia. Miasteczko jest spokojne. Też białe, choć nie tak wymalowane na pokaz.
DZIEŃ 3 – PONIEDZIAŁEK
Sesja w Oia
Rano jadę na zdjęcia do miasteczka Oia. Szczerze mówiąc liczyłam, że będzie pusto. Nie jest, wszyscy przyjechali tu na zdjęcia. Do popularnych spotów fotograficznych są kolejki. Pomimo tabliczek „respect”, naprawdę dużo ludzi zachowuje się… delikatnie mówiąc… dziwnie. Skaczą po murkach, wchodzą na dachy, przeskakują przez płotki. Na tabliczkach jest dopisek, żeby skorzystać z sesji u lokalnych fotografów, bo oni najlepiej wiedzą jak się zachować. Ja mam jednak wrażenie, że im bardziej profesjonalna sesji (sprzęt, asystenci), tym jest gorzej. Chyba obowiązkowym punktem jest chodzenie po dachu… kościoła.
Robię kilka zdjęć. I to na ścieżce, nie na dachu! A potem obserwuję inne sesje z pięknie położonej kawiarni.
Podjeżdżam autem do Amoudi `Bay, by zobaczyć port i czerwone skały podczas dnia.
Fira – stolica Santorini.
Fira spodobała mi się najmniej ze wszystkich miasteczek na Santorini. Może dlatego, że to większa miejscowość. Sama nie wiem..
Południe wyspy
Red i White Beach zostawię sobie na następny raz. Wieczór spędzam w cudownym Theros Wave Bar. I powiem szczerze, że nigdy w życiu nie widziałam piękniejszego baru plażowego. Nawet na słynącej z nich, chorwackiej wyspie Pag.
DZIEŃ 4 – WTOREK
Megalochori
Ostatnie miasteczko, które odwiedzam. Akurat wybiła jakaś studzienka z wodą i wioska cała płynie. Nie zraża mnie to i spaceruję stopami po wodzie. Miasteczko jest naprawdę piękne, ma bardzo ładny ryneczek.
Czas się wymedlować 🙁
Przed lotem jem obiad niedaleko lotniska, w restauracji Mario.
Adijo Santorini
Oddanie auta jest naprawdę sprawne i bezproblemowe. Podsumowując, na Santorini… napewno wrócę. Bo, chociaż ma swoje wady, to ja zakochałam się w tym spokoju, niebieskim niebie i wyjątkowych hotelach.