Północna Hiszpania to nieodkryta jeszcze przez masową turystykę kraina. Według mnie to najpiękniejszy region kraju. W pierwszej części wpisu opowiem o mojej podróży i atrakcjach oraz pokażę Wam gotowy plan jak spędzić w niej tydzień. W drugiej części podpowiadam jakie loty, samochód i hotele wybrałam.
CZĘŚĆ 1
PÓŁNOCNA HISZPANIA W 7 DNI
Dzień 0: Jadę ochłodzić się do Hiszpanii
Czerwiec. W Polsce zaczynają się upały, których nienawidzę. Wymyślenie wyjazdu “na już” to moja specjalność, więc spokojnie siadam do komputera. Lubię na Ryanairze i Wizzairze podstronę z wyszukiwaniem podróży “gdziekolwiek” na dany termin. Chcę jechać w nowe miejsce, więc Santander do tego pasuję. Pomyślałam, że w Hiszpanii raczej nie ominę upałów, ale na szczęście sprawdzam pogodę. 20 stopni i chmury – idealnie! Od razu kupuję bilety na jutrzejszy poranek, na tygodniowy wyjazd po północnej Hiszpanii.
Nie mam zbyt wiele czasu na przygotowanie. Jestem tym bardziej w lesie, że Santander kojarzy mi się tylko z bankiem. Wieczorem, podobnie jak przed każdym wyjazdem, tworzę mapę, na której zaznaczam kilka znalezionych na północnym wybrzeżu Hiszpaniii atrakcji. Nie mam planu, nawet hotelu na pierwszą noc.
Na Instagramie @finspire mam zapisane relacje i filmiki z tego wyjazdu. Zapraszam do obserwowania. Poniżej jedno ze zdjęć z tego wyjazdu.
Dzień 1 – Kantabria: Santander
Północna Hiszpanii – Powitanie w Santander
Do Santander dolatuję popołudniu. Teraz tylko wynajem auta i dojazd do hotelu w centrum. Pokój w Vincci Puertochico szczerze mnie zachwycił – miał marynistyczny wystrój w nowoczesnym wydaniu.Po chwili wychodzę na miasto. To kilka kroków, bo hotel jest w samym centrum, przy porcie. Wsiadam na łódkę i płynę hmmm… tam gdzie ona płynie.
Wycieczka łódką na okoliczne plaże
Wysiadam w Somo. Po krótkim spacerze przy ciekawie wyglądających mokradłach, jestem na pięknej plaży. Przypomina mi tę w Łebie, jedyna różnica jest taka, że chodzę po niej tylko ja. Jestem taka wdzięczna za ten czas! Zachód spędzam na rejsie powrotnym. Łódka w dwie strony kosztuje tylko 5 euro i odpływa co około pół godziny.
Dzień dobry tapas
Uwielbiam ten moment wyjazdu, kiedy już wszystko jest wstępnie ogarnięte, a ja na miejscu uśmiecham się idąc na pierwszą kolację. No właśnie, kolacja. (Pisząc ten tekst w czasie pandemii z uśmiechem i niedowierzaniem wspominam otwarte restauracje). Hiszpania słynie z tapasów. Chociaż dopiero za kilki dni będziemy w ich stolicy, dziś mamy już mały przedsmak. Siadamy w pierwszej z brzegu knajpce przy porcie. Kanapki na sztuki, podawane w dziesiątkach wersji, do tego lokalne wino. Niewątpliwie, to będzie piękny tydzień!
Dzień 2 – Kantabria: Park natury i wieloryby
Wieloryb z Marítimo del Cantábrico
Otwieram oczy i widząc obcy sufit, uśmiech pojawia się na mojej twarzy. To znaczy zawsze to samo – przede mną aktywny dzień! Ruszam na spacer promenadą. Po kwadransie trafiam do morskiego muzeum Marítimo del Cantábrico. Rzadko zwiedzam muzea, ale tu ściągnął mnie szkielet ogromnego wieloryba. Ja nie wiem, co ja mam z tymi wielorybami. Gdzie tylko jadę, sprawdzam czy mogę tam zobaczyć wieloryby. Poważnie, poszukiwania odpuszczam jedynie w krajach bez dostępu do morza. Szkielet jest naprawdę imponujący. Oglądam też wiele innych ciekawych eksponatów o morzu i żegludze oraz akwaria.
Parque de la Naturaleza
Wracam na szybkie śniadanie do hotelu, oddaje klucze i ruszam dalej. Kawałek za miastem zaczyna się otchłań zieleni, przepleciona pomarańczowymi skałami. Nazywając Parque de la Naturaleza de Cabarceno zwykłym zoo, skrzywdziłabym je bardzo. Zwierzęta żyją na 750 hektarowy terenie urozmaiconym wąwozami, jeziorami i kolorowymi skałami. To często właśnie skały naturalnie oddzielają od siebie wybiegi. Pomiędzy nimi wiedzie 20km droga, którą pokonujemy własnym samochodem. Nad parkiem jeździ kilka kolejek. Nawet z lotu ptaka nie jestem w stanie objąć wzrokiem całego wybiegu dla słoni, które z tej perspektywy wyglądają w nim niemal jak mrówki. Gatunków nie jest tutaj dużo, co również pozytywnie wpływa na przestrzeń i odbiór całości. Ze względu na to, park robi na mnie duże wrażenie.
U stóp Picos de Europa
Wieczorem opuszczam Kantabrię, by przywitać malowniczą Asturię. Wizytówką tego regionu jest park narodowy Picos de Europa. Podjeżdżam pod losowy hotel w mieście Cangas de Onís, u stóp parku. Hotel Arcea Gran Hotel Pelayo jest położony na zboczu. Pokój przypomina pałacową komnatę, a kolacja w eleganckiej hotelowej restauracji jest świetnym zakończeniem dnia.
Dzień 3 – Asturia: góry i plaże
Wschód w Picos de Europa
Przed wschodem ruszam w stronę jezior Covadonga. Są tym dla Pico del Europa, czym Morskie Oko dla Tatr. W ciągu dnia można dostać się na nie tylko specjalnym autobusem. Jednak o świcie, kiedy ruch jest niewielki szlaban wjazdowy jest otwarty dla każdego. Trasa jest malownicza i kręta. Powoli wznoszę się nad chmurami, zachwycajac sie nimi przy każdym zakręcie. Na drogę wychodzą krowy, a nawet byki. Niespiesznie ją opuszczają, więc muszę co chwilę się zatrzymywac i czekać. W połowie drogi, przy punkcie widokowym, tylko barierka oddziela mnie od ściany chmur. Wiele razy widziałam je z góry, ale nigdy nie układały się tak magicznie jak tego poranka. Taras widokowy jest idealny na piknik, powstrzymuje nas przed nim jedynie chęć zobaczenia jezior o poranku.
Jeziora Covadonga
Pierwsze jezioro, Enol, przypomina Wielki Staw z Doliny Pięciu Stawów. Główną różnicą jest łatwo dostępny parking samochodowy nieopodal. No i krowy, dziesiątki krów. Oswajam się z nimi powoli, potem nawet współpracujemy przy tworzeniu kadrów. Mimo wczesnej godziny, parking przy drugim jeziorze się zapełnia. Nie chciałabym iść tam pieszo, na szczęście udaje się zaparkować. Jezioro Enrica jest jeszcze piękniejsze, przypomina sielską, skandynawską wieś.
Sanktuariaum Covadonga
Dochodzi 9, wracam na śniadanie do hotelu. Po wymeldowaniu, pakuję walizkę do auta, podnoszę wzrok i widzę coś niesamowitego! 100 metrów ode mnie jest przepiękne sanktuarium. Nie miałam o tym pojęcia! Nazywa się Covadonga. Stoją pod nim dziesiątki turystów, a z dołu nadjeżdżają kolejne autokary. Nie mogę uwierzyć, że pewnie miałam na nie widok z hotelowego okna, w które ze zmęczenia nawet nie spojrzałam.
Niewłoskie Cudillero
Opuszczamy Pico del Europa i jedziemy wybrzeżem dalej na zachód. Kiedyś na pewno tu wrócimy, pochodzić po górach. Pomysł na ten wyjazd jest inny – jechać przed siebie i jeść kalmary nad brzegiem morza. Mój plan ziszcza się szybciej niż mogłabym pomyśleć. Zatrzymuję się w Cudillero, które przypomina mi włoskie, liguryjskie miasteczka. Po krótkim spacerze, czas na owoce morza. Widok ze stolika mamy boski. Pierwsza restauracja przy porcie, cudowna, pochmurna aura. Ale jedzenie… jestem zawiedziona. Ceny 2 razy wyższe niż w poprzednich miejscach, a jedzenie, które dostaliśmy było co najwyżej średnie. No nic, pocieszenie przyjdzie w San Santander – ale to jeszcze nie dziś.
Najpiękniejsza plaża
Popołudnie spędzamy szukając ładnych plaż. I trafiamy na prawdziwą perłę! Playa del Silencio. Z góry wygląda jak zatoka wraku na Zakynthos w mrocznej wersji. Po 15 minutowym zejściu jestem w niebie! To najpiękniejsza plaża jaką widziałam w życiu. Te faktury skał, ta różnorodność, kolory. Można by tu zrobić zdjęcia do całego wydania Vogue’a. To miejsce wygląda jak gotowy plan zdjęciowy, i to na różne okazje. Auto jest kwadrans wyżej, a ja nie wzięłam sukienki! Według naszej nowej podróżniczej zasady, by nie odkładać niczego na później, i tak robimy kilka zdjęć. Jednak obiecuję sobie, że jeszcze tu wrócę. Lepiej przygotowana.
Północna Hiszpania jest piękna!
Ta wycieczka jest inna niż wszystkie. Czuję się taka wolna, szczęśliwa. Codziennie jedziemy przed siebie w poszukiwaniu przygody. Jemy najlepsze przekąski, wieczorami pijemy lokalne wino. Gdy jesteśmy zmęczeni, wchodzę na booking i szukam hotelu w pobliżu. Północ Hiszpanii mimo letniego sezonu jest całkiem pusta. Bez problemu znajduję piękne noclegi. Dziś jem kolacje w nowo otwartym hotelu nad morzem. Nowoczesny, niski budynek, jeszcze pachnie farbą. Zostaję tu dwie noce, a o wschodzie będę medytować na plaży. Hotel nazywa się Oca Playa de Foz. Na wielkim tarasie dopiero kilka godzin po naszym przyjeździe stają donice z roślinami, a u obsługi widać zaangażowanie i niepewność charakterystyczną dla pierwszych dni pracy.
Dzień 4 – Kastylia i León: Kopalnia złota
Kiedyś zamieszkam nad oceanem
O wchodzie wychodzimy na poranne ćwiczenia na plaży. Ja na jogę, a Adam bieganie. Patrzę na ludzi spacerujacych przed praca z psami po piasku. Tego ranka uświadamiam sobie, że życie jest za krótkie, a świat zbyt piękny i otwarty, by wiązać się z jednym miejscem. Postanawiam, że kiedyś zamieszkam nad oceanem, przy plaży. Do wymarzonej willi nad brzegiem wody, brakuje mi tylko worka złotych monet. Chyba dzisiejszy cel podróży to najlepsza okazja, by to zmienić. A więc…
Złoto z Las Médulas
Jadę do kopalni złota. Co prawda już nieczynnej, ale marzyć można. Jedziemy w głąb lądu, aż pojawiają się przed nami pomarańczowe skały. Wyglądają jak wyeksportowane prosto z Photoshopa. Miejsce wydaje się totalnie nieturystycznie, nawet oznakowanie wprowadza w błąd. W końcu udaje się zaparkować przy jednej z restauracji, nieopodal początku szlaku. Wybieram 3 km pętlę między skałami kopalni. Kolory na szlaku wyglądają surrealistycznie, jak z bajki… o kopalni złota. Ostatni kilometr ścieżki wiedzie przez magiczny las. Czuję, że zdjęcia drzew które robię przydadzą mi się nieraz do moich surrealistycznych obrazów.
W ramach podziękowania za parking zamawiamy obiad w pustej restauracji. Moja kolejna wyjazdowa zasada – jeśli restauracja ma ogródek odpuszczam go tylko gdy z nieba spada grad. Tutaj ogródek jest piękny i wręcz prosi się o wizyty gości. W drodze powrotnej podziwiamy panoramę kopalni. Kolejny wieczór spędzamy w tym samym hotelu, obserwując zmiany jakie nastały tu kolejnej doby.
Dzień 5 – Sesja w Asturii i Altamira w Kantabrii
Sesja na Playa del Silencio
Plaża sprzed 2 dni zapadła mi w pamięć. Postanawiam porzucić pomysł z dojazdem do zachodniego wybrzeża aby podziwiać ocean i decyduję się wrócić na wschód. Tym razem przygotowuje się lepiej i z dwiema sukienkami schodzę do morza. Zatracamy się w robieniu zdjęć. Playa del Silencio jest całkiem pusta, a malownicza sceneria pokryta chmurami. Korzystamy z różnorodnych teł. Przygotowuję też bazy pod przyszłe kompozycyjne ujęcia. Zmieniam stylizacje, robimy zdjęcia w parze. Na koniec odpoczywam na kamieniach. Tak mija kilka cudownych, kreatywnych godzin.
Północna Hiszpania – Malowidła z Altamiry
Malowidła z Altamiry zna chyba każdy. Jako, że tym razem nasz wyjazd jest bez planu, codziennie sprawdzam atrakcje w najbliższej okolicy. Rano byłam totalnie zaskoczona, że dzisiaj zobaczę Altamirę! Najstarsze malowidła ściennie sięgają 35 000 lat wstecz. Niestety jaskinia nie jest już dostępna dla turystów. Spowodowane jest to m.in. ochroną malunków przed mikroorganizmami, które turyści znosili na ubraniach. Zwiedzić możemy jedynie muzeum oraz rekonstrukcje jaskini. Malowidła są idealnie odwzorowane, jednak forma pokazania “sztucznej jaskini” pozostawia wiele do życzenia. Mimo tego, cieszę się, że mogłam odwiedzić to miejsce. Podobno kilka lat temu, co piątek, losowano pięciu turystów, którzy w specjalnych kombinezonach wchodzili do prawdziwej jaskini. Nie znalazłam żadnej aktualnej informacji o takiej możliwości. Po zwiedzeniu muzeum, idę na spacer po rozległym terenie. Na pocieszenie widzę wejście do prawdziwej Altamiry.
Hotel odcinany przez wodę
Na bookingu znajduję taką perłę, że od razu odbijamy z drogi by do niej dojechać! Choć Hotel Olimpo czasy świetności ma za sobą, jest położony w cudownym otoczeniu. Niesamowite ogrody prowadzą do kilku prywatnych plaż. Każdy z nich jest inna, zmienia się również w zależności od pory dnia. Jest częściowo odcinany jest przez przypływy. Mimo zmęczenia, nie możemy się powstrzymać od robienia zdjęć. Nocą woda zalewa ogromny teren i wieczorem widok z okna jest całkowicie inny niż następnego ranka.
Dzień 6 – Kraj Basków: San Sebastian
Stolica jedzenia
To dziś! Kraj Basków wita nas deszczową pogodą. A może idealną na San Sebastian? Stolica tapasów, stolica dobrego jedzenia. W końcu gdzie lepiej spędza się czas patrząc na krople wody uderzające w okno niż w dobrej restauracji? Tu jest ich setki! Idąc uliczkami, co kilka kroków nowe drzwi zapraszają cudownymi zapachami. Tapas, czyli przekąski tradycyjne dla Hiszpanii, sprzedawane są tu w każdym barze. Działa to trochę jak szwedzki stół. Po nałożeniu, przy kasie, liczone są sztuki. Często płaci się po prostu np 2 euro za jedną przekąskę. Do tego lokalne wino. Z San Sebastian jeszcze chyba nikt nie wyjechał głodny.
Wzgórza Igueldo
Po około pięciu lunchach, gdy pogoda się poprawia ruszam w stronę wzgórza Igueldo. Ze spalania kalorii nici, bo na szczyt jedzie kolejka Funicular Monte Igueldo. Zresztą wzgórze jest tak strome, że nie zjadłam wystarczająco dużo tapasów na tak surową pokutę. Na szczycie jest dużo atrakcji, płynę śmieszną łódka, jakby w lewadzie. Odpoczywam w barze hotelu Mercure, z cudownym panoramicznym widokiem. Chętnie bym tu została na noc, ale chcę dziś opuścić miasto. Zatrzymuję się w Hotel & Thalasso Villa Antilla.
Dzień 7 – Kraj Basków: Balenciaga Museum
Balenciaga
Po śniadaniu, podjeżdżam pod ogromny, czarny, nowoczesny budynek. To Muzeum Balenciagi. Zwiedzanie składa się z 20 minutowego filmu oraz 6 wystaw. Choć to nie moja bajka, wszystko jest pokazane tak, by zainteresować każdego. Kupuję pamiątkę dla osoby, która za gadżet z logo Balenciagi, oddałaby wiele 😉 Będzie zadowolona choć to tylko… ołówek.
Odpoczynek w Zumaia i Lekeitio
Popołudnie spędzam w nadmorskim miasteczku Zumaia. Spaceruję uliczkami, odpoczywamy na plaży. Wieczorem kolacja w mieście Lekeitio. Siedzę przy barierce, na tarasie wzgórza na Cabo Santa Catalina, popijając pożegnalne wino. Moja przygoda dobiega końca. Jutro rano wracam do domu, na szczęście upały w Polsce już się skończyły.
CZĘŚĆ 2
ORGANIZACJA
Po pierwsze: Lot
Loty bezpośrednie: WizzAir: Katowice / Warszawa – Santander.
Lot trwa około 3 godziny. Dzień przed bilety kosztowały ok 300zł za osobę w dwie strony. Jeszcze bardziej można obciać koszty szukając lotów z wyprzedzeniem.
Po drugie: Samochód
Wynajem auta: Prawie zawsze korzystałam z portalu rentalcars. Tym razem wybrałam auto w typie Renault Clio za 290 zł na tydzień. Do tego kupiłam ubezpieczenie za około 350zł. W rezultacie, już z paliwem całość wyniosła około 1000zł.
Po trzecie: Noclegi
Poniżej wykaz hoteli, które opisuje w tekście. Ja rezerwowałam je dosłownie godzinę przez przyjazdem przez booking. Prawie zawsze rezerwuje hotele przez ten portal. W nawiasie podaję Wam ile mniej więcej płaciłam za pokój (2 os.). Moja podróż odbyła się w czerwcu. Północna Hiszpania – noclegi:
Vincci Puertochico **** (ok. 90 euro)
Hotel Arcea Gran Hotel Pelayo **** (ok. 70 euro)
Oca Playa de Foz Hotel&Spa **** (ok. 70 euro)
Hotel Olimpo **** (ok. 70 euro)
Hotel Mercure **** (nie spałam)
Hotel & Thalasso Villa Antilla *** (ok. 80 euro)
Po czwarte: Atrakcje
Podsumowując, to moja skrócona lista miejsc i atrakcji, które odwiedziłam. Pełny opis i zdjęcia są w pierwszej części wpisu. Północna Hiszpania – atrakcje:
- Santander: rejs do Somo, Marítimo del Cantábrico
- Parque de la Naturaleza de Cabarceno
- Picos de Europa: Jeziora Covadonga
- Sanktuarium Covadonga
- Cudillero
- Playa del Silencio
- Las Médulas
- Altamira
- San Sebastian i wzgórze Igueldo
- Zumaia
- Lekeitio
- Balenciaga Museum
Północna Hiszpania – Mój koszt wyjazdu.
Podsumowując, moje orientacyjne koszty podróży na osobę wyniosły 2900zł. Wyjazd odbył się w drugiej połowie czerwca, więc już właściwie w wysokim sezonie.
- lot z bagażem: 400zł
- auto z ubezpieczeniem i paliwem: 500zł
- noclegi: 1100zł
- jedzenie: 600zł
- atrakcje: 300zł
Kończąc, bardzo polecam ten region. Może nie jest typowo słoneczny i plażowy, ale ma wiele innych zalet i nieokrytych zakamarków.